niedziela, 5 maja 2013

Wilcza góra

Uveberget to jeden z najciekawszych punktów widokowych w Linköping. Właściwie to już nie jest Linköping, bo miejsce znajduje się o jakieś osiem kilometrów od centrum miasta. Ale nie jest to odległość straszna, nawet jeżeli mielibyśmy się wybrać pieszo na niedzielną wycieczkę. Co ciekawe, odwiedzałem już tą okolicę wiele razy, spędzając sporo czasu przy śluzach Slattefors, bo krajobrazy tutaj są naprawdę wspaniałe, a nie wiedziałem że byłem tuż obok jeszcze bardziej interesujących widoków. Dowiedziałem się o tym przez przypadek.

W jedno deszczowe i wietrzne popołudnie wertowałem Internet w poszukiwaniu fajnych miejsc w okolicach miasta, do których mógłbym się wybrać rowerem, kiedy już nadejdzie ta prawdziwa wiosna. Nie jest to łatwe zadanie, bo zwiedziłem już tutejsze okolice naprawdę dość gruntownie i znalezienie czegoś interesującego w pobliżu, a czego jeszcze nie widziałem, wydaje się niemożliwe.  Ale nie dałem za wygraną i szukałem dalej.

Najpierw znalazłem w księgarni na Tornby książkę “Vandra i Östergötland”. Niby mała broszurka, a kosztuje prawie trzysta koron. Do tego jest oczywiście po szwedzku, z którego czytaniem mam wciąż spore problemy, więc zrezygnowałem na razie z zakupu. Zamówiłem ją w bibliotece, czekam aż będzie dostępna, a jak już będzie, to wypożyczę i będę powoli wertował.

W międzyczasie przeglądając w Internecie witryny wyszukane za pomocą  podobnych słów kluczowych co tytuł wyżej wspomnianej książki, natknąłem się na stronę http://www.vandringsleder.n.nu, gdzie jest mnóstwo informacji na temat wędrówek pieszych oraz punktów widokowych w Östergötland. Strona jest co prawda również po szwedzku, ale tutaj mogłem już skorzystać online z translatora Google, który wyśmienicie radzi sobie z tłumaczeniem języka szwedzkiego na angielski. Wchodząc w zakładkę “Utsiktplatser” na pierwszym miejscu rzucił mi się w oczy opis punktu widokowego w Linköping. Było to właśnie Uveberget.

Jest to malutkie pasmo górskie, które można znaleźć około 2 km na południowy wschód od kościoła Landeryds. Jadąc od strony miasta, zostawiamy po prawej stronie świątynię (swoją drogą też wartą zwiedzenia, chociażby ze względu na kamień runiczny wmurowany w jedną ze ścian), po czym mijamy po prawej stronie drogi zabudowania w stylu polskiego dworku szlacheckiego z XIX wieku, a następnie drewniany drogowskaz wskaże nam polną dróżkę w dół do śluz Slattefors przecinających rzekę Stångån, która pokrywa się tu z Kinda Kanal. Stąd spacerem (lub dalej rowerem jak kto woli, ale teraz już będzie ciężej i przydałyby się grubsze i bardziej odporne na kamienie opony) przechodzimy przez most i idziemy żwirową drogą, aż dojdziemy do torów kolejowych. Za torami widać już największe pole golfowe w okolicy. Idziemy dalej w lewo drogą wzdłuż szyn, po czym droga nam się rozgałęzi, a my skręcimy ponownie w lewo, w  górę w stronę domku-daczy Grönlöten. Zostawiamy malowniczą zagrodę po swojej lewej stronie i kontynuujemy marsz drogą, którą pozostawiły maszyny do wyrębu i wywozu drewna. Dochodzimy do wielkiego karczowiska, które rozciąga się po dwóch stronach traktu. I to w zasadzie już tutaj. Rozglądając się ciężko jest co prawda sobie wyobrazić, że można stąd coś zobaczyć, choć pasmo górek po prawej stronie wygląda obiecująco. Istotnie, jeżeli pójdziemy w prawą stronę i przejdziemy się po tych wzgórzach korzystając z tego, że drzew tu zostało teraz niewiele, będziemy mieć piękny widok na pole golfowe. Jeżeli mamy lornetkę, możemy obserwować grę w golfa jak w telewizji, mając przy tym zdecydowanie lepszy przegląd przestrzeni. Po drugiej stronie drogi górki nie wyglądają już tak ciekawie, ale jeżeli nie zwiedziemy się tym widokiem i pójdziemy również w tym kierunku, po kilkuset metrach ukaże nam się piękny widok na Stångån wijącą się wśród pól. Nie zapatrujmy się jednak za bardzo, bo za chwilę dojdziemy na skraj przepaści, z której możemy lecieć dość długo, zanim w końcu wpadniemy do rzeki. Widok na rzekę płynącą tam głęboko w wąwozie robi naprawdę spore wrażenie. Moje zdjęcia niestety tego nie oddają, kiepski ze mnie fotograf, ale i tak nie sądzę, że nawet mistrz fotografii plenerowej byłby w stanie odwzorować to miejsce tak, jak wygląda ono w rzeczywistości. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Usiąść w spokoju i w ciszy i napawać się widokiem.

Autorzy strony Vandringsleder.n.nu zastanawiają się nad pochodzeniem nazwy “Uveberget”. Ale będąc tutaj z łatwością można wyobrazić sobie siedzące na skale wilki wyjące do wielkiej tafli księżyca przeglądającego się  w lustrze wody.

Na górze można znaleźć również ślady starożytnego fortu, co zrozumiałe, bo samo ukształtowanie terenu w tym miejscu pozwalało niezwykle skutecznie bronić przed najeźdźcami. Teraz ściany wąwozu są wykorzystywane przez wspinaczy skalnych, a rzeka poniżej do połowu szczupaków, których jest tutaj mnóstwo. Uwaga jednak, bo po tej stronie śluz nie wolno już łowić za darmo i wymagane jest zezwolenie.
Widok na rzekę z góry. Nie wydaje się wysoko, ale jeżeli spojrzymy na te duże choinki, a których wierzchołki są poniżej skały, możemy sobie uzmysłowić, że jesteśmy naprawdę na sporej górze. Pionowy spadek skały w dół potęguje jeszcze to uczucie.  Fot.: www.adventure.oz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz