Mistrz rozwałkował masę cukrową na płaski cieniutki placek, tak jakby chciał robić pierogi. Wziął następną porcję cukrowego ciasta, tym razem w kolorze czerwonym. Rozwałkował ponownie i nałożył ją na tą pierwszą. Spojrzał przed siebie. Zobaczył przyklejone do oddzielającej go od sklepu szyby rozpłaszczone twarze dzieciaków, uśmiechnął się i mrugnął do nich okiem. Co mniejsze oderwały się od wystawy w popłochu i wtuliły w ramiona swoich mam. Niedługo jednak ciekawość wzięła ponownie górę i przywarły z powrotem buziami do szyby.
A mistrz pracował. Zwinął połączone ciasta w rulonik, tak jakby teraz miał przygotować kopytka. Nałożone kolory pięknie ułożyły się w biało czerwone skośne paski. Gdy już wałek osiągnął odpowiednią grubość, cukiernik wziął nóż i zaczął kroić go na malutkie plasterki. Po chwili zgarnął wszystko z blatu metalowego stołu, wrzucił do stojącej nieopodal przygotowanej na ten cel miski, wyprostował plecy aż trzasnęły stawy, spojrzał ponownie z uśmiechem na obserwujące go dzieci, po czym wziął wcześniej przygotowane naczynie i wszedł do sklepu. Cukierki były gotowe. Uciechom i piskom nie było końca.
Wytwarzane ręcznie cukierki to specjalność małego szwedzkiego miasteczka Gränna, położonego niedaleko Jönköping w hrabstwie Småland, tuż nad drugim co do wielkości szwedzkim jeziorem Vättern. Większość sklepów położonych przy głównej ulicy miasta to właśnie sklepy z wytwarzanymi ręcznie cukierkami. Każdy z nich zbudowany tak, aby klienci mogli na bieżąco obserwować jak się robi ręcznie słodycze. Mamy więc tradycyjny sklep z ladą i półkami, gdzie stoją już gotowe posegregowane w szczelnych słoiczkach wyroby w różnych smakach - od smaku koli, poprzez owocowe, anyżkowe, a nawet słone. Ta część sklepu zazwyczaj oddzielona jest drugą szybą wystawową od zaplecza, gdzie znajduje się mini fabryka z jednym lub kilkoma stanowiskami pracy dla cukierników. W ten sposób Gränna walczy swoimi specjalnościami o turystów.
Kiedy zwiedzałem to typowe dla Szwecji, zabudowane drewnianymi domami kolorowe miasteczko, był środek czerwca, więc sezon letni w Szwecji jeszcze się na dobre nie rozpoczął. Mimo to turystów było już wielu. W większości właśnie dzięki wytwarzanym ręcznie słodyczom, ale to nie jest jedyna atrakcja tego miejsca. Przechodząc wzdłuż głównej ulicy, tuż za kościołem znajdziemy ścieżkę wiodącą na pobliską górę, gdzie znajduje się punkt widokowy i mały skansen z kilkoma wiejskimi zabudowaniami z XIX i XX wieku. Z góry mamy obszerny widok na jezioro Vättern. Skłamałbym, gdybym napisał, że na całe jezioro. Jest ono potężne, wydłużone jak wrzeciono, jego obwód to około 300 km, a Gränna położona jest na jego południowo-zachodnim końcu. Z góry widać więc doskonale ten koniec jeziora z malowniczo położonymi na brzegach miastami Huskvarna i Jönköping, wcinającę się w wodę pozostałości zamku Brahehus oraz malowniczą wyspę Visingsö, do której można dopłynąć kursującym z Gränny promem. Prawego brzegu jeziora nie byłem w stanie dojrzeć, mimo że pogoda była piękna i słoneczna. Widać było za to jak na dłoni jak dużo miejsc kempingowych jest po tej stronie wody, pustych niemalże jeszcze zupełnie w tym czasie i można tylko podejrzewać, że turystów za miesiąc w tym miasteczku będzie zdecydowanie więcej.
Jak wspomniałem wcześniej, na górze nieopodal punktu widokowego znajduje się również skansen. Domki są otwarte do zwiedzania, a ich wyposażenie niewiele różni się od tych oglądanych w skansenach w Polsce. Mamy część kuchenną, gdzie zwykle jest piec, oraz część mieszkalną, wyposażoną w łóżko, stół i narzędzie do pracy, takie jak na przykład tkalnia, gdzie panie domu mogły spędzać długie białe noce. Co dziwne - piece zbudowane były podobnie jak piece chlebowe, więc chyba kiedyś w Szwecji chleb był bardziej popularny niż teraz. Teraz niby jest w sklepach, ale w niczym nie przypomina naszego polskiego chleba. Bardziej słodkie bułki. Ale co kraj to obyczaj i inne jedzenie. Zauważyłem, że ściany części mieszkalnych w niektórych chatach ozdobione są pięknymi malowanymi wprost na bielonych balach wzorami. Przeważają motywy kwiatowe, ale nie tylko. Można zauważyć rybaków w łodziach ciągnących sieci z rybami, czy łosie, których w tych rejonach zatrzęsienie.
Gränna jednak nie była głównym celem mojej podróży tego dnia. Stała się nim... Przez przypadek. Planowałem zobaczyć największy w tym rejonie Szwecji, wysoki na 20 metrów wodospad Stalpet. Wodospad (a w zasadzie dwa wodospady położone tuż koło siebie) nie jest jednak tak wysoki jak sobie wyobrażałem. Położony co prawda malowniczo wśród otaczającej go zieleni niestety nie wywarł na mnie dużego wrażenia. Po kilku chwilach zacząłem się zastanawiać, czy nie umilić sobie dzisiejszej wycieczki jakąś jeszcze jedną atrakcją turystyczną.
Pojechałem więc do Gränny. Po drodze, przejeżdżając przez miejscowość Husqvarna, znaną u nas w Polsce przede wszystkim z napisów na różnego rodzaju sprzętach ogrodniczych, zahaczyłem o kolejny punkt widokowy. Swoją drogą jest ich tutaj mnóstwo, ale nie ma co się dziwić, bo widoki na jezioro Vättern są przepiękne. O ile później w Grännie miałem piękną słoneczną pogodę, akurat teraz przed południem niebo było pochmurne, a z nieba siąpił zimny i nieprzyjemny deszcz. To też wizytówka letnich miesięcy w tych rejonach. Czasem jest tak, że mamy rano piękną pogodę, natomiast po południu chmurzy się i pada już do nocy. I tak może być kilka kolejnych dni, po czym pogoda zmienia się i rano jest deszczowo, natomiast po południu niebo się klaruje i jest pięknie i słonecznie. I tak znowu kolejny tydzień. Jak mamy cały słoneczny i ciepły dzień bez deszczu - można powiedzieć, że mamy szczęście. No i jeszcze wiatr. Wiosną wciąż jeszcze chłodny, a gdy zawieje z północy - wręcz mroźny. Dlatego zawsze warto mieć ze sobą jakąś lekką kurtkę przeciwdeszczową, które byłaby w stanie również ochronić od wiatru. Ale taka to już jest skandynawska aura i trzeba się do niej przyzwyczaić. Zimą zimno potrafi dać w kość, wiosna jest późno, jesień wcześnie, a lato bywa gorące tylko sporadycznie. Jak ktoś polubi taką pogodę - polubi również Skandynawię i będzie chciał tu wracać przy każdej nadarzającej się okazji. Zupełnie jak ja.
Jadąc autostradą A4 od Husqvarny w kierunku Sztokholmu do Gränny mamy około 30 kilometrów. Trasa wiedzie tuż przy jeziorze, więc widoki są również wspaniałe z samochodu. Szczególnie dla pasażerów, gdyż droga jest kręta i szybka, więc kierowca nie może sobie pozwolić na zbyt częste odrywanie od niej wzroku. Dlatego polecam jeżdżenie po Szwecji transportem lokalnym, szczególnie gdy jedziemy sami. Ceny paliwa są wysokie, a za autobus zapłacimy niewiele więcej niż gdybyśmy jechali własnym samochodem. Autobusy są duże i wygodne, a pociągi, nawet te lokalne, szybkie i klimatyzowane. A krajobraz możemy podziwiać wtedy do woli.
Zdjęcia można obejrzeć klikając na poniższy link:
A mistrz pracował. Zwinął połączone ciasta w rulonik, tak jakby teraz miał przygotować kopytka. Nałożone kolory pięknie ułożyły się w biało czerwone skośne paski. Gdy już wałek osiągnął odpowiednią grubość, cukiernik wziął nóż i zaczął kroić go na malutkie plasterki. Po chwili zgarnął wszystko z blatu metalowego stołu, wrzucił do stojącej nieopodal przygotowanej na ten cel miski, wyprostował plecy aż trzasnęły stawy, spojrzał ponownie z uśmiechem na obserwujące go dzieci, po czym wziął wcześniej przygotowane naczynie i wszedł do sklepu. Cukierki były gotowe. Uciechom i piskom nie było końca.
Wytwarzane ręcznie cukierki to specjalność małego szwedzkiego miasteczka Gränna, położonego niedaleko Jönköping w hrabstwie Småland, tuż nad drugim co do wielkości szwedzkim jeziorem Vättern. Większość sklepów położonych przy głównej ulicy miasta to właśnie sklepy z wytwarzanymi ręcznie cukierkami. Każdy z nich zbudowany tak, aby klienci mogli na bieżąco obserwować jak się robi ręcznie słodycze. Mamy więc tradycyjny sklep z ladą i półkami, gdzie stoją już gotowe posegregowane w szczelnych słoiczkach wyroby w różnych smakach - od smaku koli, poprzez owocowe, anyżkowe, a nawet słone. Ta część sklepu zazwyczaj oddzielona jest drugą szybą wystawową od zaplecza, gdzie znajduje się mini fabryka z jednym lub kilkoma stanowiskami pracy dla cukierników. W ten sposób Gränna walczy swoimi specjalnościami o turystów.
Kiedy zwiedzałem to typowe dla Szwecji, zabudowane drewnianymi domami kolorowe miasteczko, był środek czerwca, więc sezon letni w Szwecji jeszcze się na dobre nie rozpoczął. Mimo to turystów było już wielu. W większości właśnie dzięki wytwarzanym ręcznie słodyczom, ale to nie jest jedyna atrakcja tego miejsca. Przechodząc wzdłuż głównej ulicy, tuż za kościołem znajdziemy ścieżkę wiodącą na pobliską górę, gdzie znajduje się punkt widokowy i mały skansen z kilkoma wiejskimi zabudowaniami z XIX i XX wieku. Z góry mamy obszerny widok na jezioro Vättern. Skłamałbym, gdybym napisał, że na całe jezioro. Jest ono potężne, wydłużone jak wrzeciono, jego obwód to około 300 km, a Gränna położona jest na jego południowo-zachodnim końcu. Z góry widać więc doskonale ten koniec jeziora z malowniczo położonymi na brzegach miastami Huskvarna i Jönköping, wcinającę się w wodę pozostałości zamku Brahehus oraz malowniczą wyspę Visingsö, do której można dopłynąć kursującym z Gränny promem. Prawego brzegu jeziora nie byłem w stanie dojrzeć, mimo że pogoda była piękna i słoneczna. Widać było za to jak na dłoni jak dużo miejsc kempingowych jest po tej stronie wody, pustych niemalże jeszcze zupełnie w tym czasie i można tylko podejrzewać, że turystów za miesiąc w tym miasteczku będzie zdecydowanie więcej.
Jak wspomniałem wcześniej, na górze nieopodal punktu widokowego znajduje się również skansen. Domki są otwarte do zwiedzania, a ich wyposażenie niewiele różni się od tych oglądanych w skansenach w Polsce. Mamy część kuchenną, gdzie zwykle jest piec, oraz część mieszkalną, wyposażoną w łóżko, stół i narzędzie do pracy, takie jak na przykład tkalnia, gdzie panie domu mogły spędzać długie białe noce. Co dziwne - piece zbudowane były podobnie jak piece chlebowe, więc chyba kiedyś w Szwecji chleb był bardziej popularny niż teraz. Teraz niby jest w sklepach, ale w niczym nie przypomina naszego polskiego chleba. Bardziej słodkie bułki. Ale co kraj to obyczaj i inne jedzenie. Zauważyłem, że ściany części mieszkalnych w niektórych chatach ozdobione są pięknymi malowanymi wprost na bielonych balach wzorami. Przeważają motywy kwiatowe, ale nie tylko. Można zauważyć rybaków w łodziach ciągnących sieci z rybami, czy łosie, których w tych rejonach zatrzęsienie.
Gränna jednak nie była głównym celem mojej podróży tego dnia. Stała się nim... Przez przypadek. Planowałem zobaczyć największy w tym rejonie Szwecji, wysoki na 20 metrów wodospad Stalpet. Wodospad (a w zasadzie dwa wodospady położone tuż koło siebie) nie jest jednak tak wysoki jak sobie wyobrażałem. Położony co prawda malowniczo wśród otaczającej go zieleni niestety nie wywarł na mnie dużego wrażenia. Po kilku chwilach zacząłem się zastanawiać, czy nie umilić sobie dzisiejszej wycieczki jakąś jeszcze jedną atrakcją turystyczną.
Pojechałem więc do Gränny. Po drodze, przejeżdżając przez miejscowość Husqvarna, znaną u nas w Polsce przede wszystkim z napisów na różnego rodzaju sprzętach ogrodniczych, zahaczyłem o kolejny punkt widokowy. Swoją drogą jest ich tutaj mnóstwo, ale nie ma co się dziwić, bo widoki na jezioro Vättern są przepiękne. O ile później w Grännie miałem piękną słoneczną pogodę, akurat teraz przed południem niebo było pochmurne, a z nieba siąpił zimny i nieprzyjemny deszcz. To też wizytówka letnich miesięcy w tych rejonach. Czasem jest tak, że mamy rano piękną pogodę, natomiast po południu chmurzy się i pada już do nocy. I tak może być kilka kolejnych dni, po czym pogoda zmienia się i rano jest deszczowo, natomiast po południu niebo się klaruje i jest pięknie i słonecznie. I tak znowu kolejny tydzień. Jak mamy cały słoneczny i ciepły dzień bez deszczu - można powiedzieć, że mamy szczęście. No i jeszcze wiatr. Wiosną wciąż jeszcze chłodny, a gdy zawieje z północy - wręcz mroźny. Dlatego zawsze warto mieć ze sobą jakąś lekką kurtkę przeciwdeszczową, które byłaby w stanie również ochronić od wiatru. Ale taka to już jest skandynawska aura i trzeba się do niej przyzwyczaić. Zimą zimno potrafi dać w kość, wiosna jest późno, jesień wcześnie, a lato bywa gorące tylko sporadycznie. Jak ktoś polubi taką pogodę - polubi również Skandynawię i będzie chciał tu wracać przy każdej nadarzającej się okazji. Zupełnie jak ja.
Jadąc autostradą A4 od Husqvarny w kierunku Sztokholmu do Gränny mamy około 30 kilometrów. Trasa wiedzie tuż przy jeziorze, więc widoki są również wspaniałe z samochodu. Szczególnie dla pasażerów, gdyż droga jest kręta i szybka, więc kierowca nie może sobie pozwolić na zbyt częste odrywanie od niej wzroku. Dlatego polecam jeżdżenie po Szwecji transportem lokalnym, szczególnie gdy jedziemy sami. Ceny paliwa są wysokie, a za autobus zapłacimy niewiele więcej niż gdybyśmy jechali własnym samochodem. Autobusy są duże i wygodne, a pociągi, nawet te lokalne, szybkie i klimatyzowane. A krajobraz możemy podziwiać wtedy do woli.
Zdjęcia można obejrzeć klikając na poniższy link:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz