środa, 16 kwietnia 2014

Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś...




Siedziałem na szczycie i obserwowałem okolicę. Spokój, cisza, mimo dość wysokiej temperatury widać, że wiosna jeszcze nie dotarła w te strony. Szare łąki, łyse gałęzie liściastych drzew i zupełnie puste jezioro. Ba! Można powiedzieć, że morze, bo bez lornetki ciężko zobaczyć drugi brzeg. Spojrzałem na zegarek. W pół do czwartej. Czas wracać do domu. Ale zaraz... W zasadzie to gdzie mi się tak spieszy... Pogoda ładna, słońce świeci, w domu nie ma co robić. Ach, posiedzę sobie jeszcze i podumam. Spojrzałem na zegarek ponownie. Powinienem sobie kupić jakiś jakiś taki adekwatny do mojego stylu bycia, częstych wędrówek, podróży, a zarazem sportowo-rekreacyjnego trybu życia. Nie jakiegoś tam zawodowego uprawiania sportu, bo nigdy mnie do tego nie ciągnęło, tym bardziej teraz w wieku inżynierowsko-karwowskim raczej to się nie zmieni, ale lubię pobiegać, pojeździć na rowerze, czy popływać, czyli jakiś triatlon od czasu do czasu się zaliczy :D

A więc powinienem sobie kupić... Tak jestem fanem zegarków, uwielbiam kupować zegarki, żeby tylko jeszcze pieniędzy mieć nieskończenie wiele, zbudowałbym sobie pewnie dom z zegarków. I później spać bym nie mógł, bo ściany by cykały. Wiem, wiem, głupoty piszę, ale siedząc tam na górze i napawając się widokami można sobie myśleć właśnie o takich głupich rzeczach. Bo dlaczegóżby nie?

No więc właśnie jaki? Może by sprzedać tak wszystkie co mam i kupić ten jeden jedyny? Na każdą okazję? I chwalić się odkrytym nadgarstkiem i pokazywać wszystkim dookoła co to ja nie mam na ręku? Tylko kto na to zwróci uwagę... No ja! - Chciałoby się odpowiedzieć. - Przecież to dla mnie ma być!

- No dobrze, dla ciebie - odpowiada Rozsądek. - Ale dlaczego tak drogo! Kosiarkę nową do ogródka miałeś kupić i nowe opony do samochodu na zimę. A że rozmiar perfidny to i tysiąc złotych trzeba wyłożyć. Swoją drogą, kto wymyśla rozmiar 185/60... I do tego “piętnastki”... Wystarczyłoby dołożyć piątkę do tej sześćdziesiątki i cena spada prawie o połowę. A tak? Ech...

- Priorytety ustaw! - Rozsądek był bezlitosny. - Córka na studiach, a tobie się pierdół zachciewa!

- No ale kiedy mi się chce nowego zegarka... Co robić, Rozsądek, jak żyć?

- Przejrzyj to co masz. Na pewno coś wybierzesz takiego, żeby pasowało do wędrówek.

Może i ten Rozsądek ma rację? Zajrzyjmy do pamięci, co my tam mamy. Orienty jakieś trzygwiazdkowe... E, nie. Takie jakieś nijakie, a do tego błyszczą się jak buty kaprala przed defiladą. To może Amfibia! Tak, wodoszczelny, wytrzymały, tylko... Wygląda jakbym go na odpuście kupił. Do Archimede Outdoor zupełnie niepodobny. A za tego minimum 500 ojro trzeba u zachodnich sąsiadów zostawić.

- Do rzeczy - ponaglił Rozsądek. - Do rzeczy, bo cię tu noc zastanie. Może “plasticzaka” jakiegoś?

- Nie no, Rozsądek. To takie bezduszne kwarcaki przecież.

- Każdy G-Shocki do ogródka czy na rower zakłada i jakoś mu korona z głowy nie spadnie.

- W ogródku czy na rowerze to byle Perfect jest G-shockiem - wzruszyłem ramionami.

- Się normalnie Pałkiewicz drugi znalazł, razem ze swoją szkołą przetrwania. A co ty w Legii Cudzoziemskiej służysz? - Rozsądek zaśmiał się szyderczo. - No patrz, patrz, co tam jeszcze ci z pudełka wystaje.

- Mam jakieś plasticzaki. O! Ten Casio w sam raz! Ma temperaturę, fazy księżyca, a nawet pływy morskie!

- No i zajefajnie. A patrzyłeś kiedyś na to na szlaku? Czy tylko w domu się bawisz?

- Patrzyłem, ale temperatura na nadgarstku do kitu. Trzeba byłoby do plecaka przypiąć.

- A godzinę ze słońca czytać - parsknął śmiechem.

Juz mnie zaczął powoli denerwować ten jego drwiący chichot. Co najśmieszniejsze, miał rację. Nie zdarzyło mi się korzystać z tych wynalazków podczas wędrówek. Taka temperatura. Niby fajny wynalazek, że można sobie spojrzeć ile stopni mamy i w ogóle, ale czy kiedykolwiek było mi tego brak w terenie? Rozsądek miał rację. Na szlaku jak mi jest zimno, to zakładam kolejną warstwę ubrań. Jak za ciepło, to się rozbieram. To, że wiem ile jest stopni, nic mi nie da, a przynajmniej niewiele zmieni. Może jakby był barometr... - Zadumałem się.

- No to już bardziej - Rozsądek w końcu przyznał mi rację. - Ale znowu bez przesady. Rezygnowałeś kiedyś z planów, bo miało padać? To nie w twoim stylu przecież. Pelerynka na głowę i w drogę. Się zmokło to się i wyschnie. A tutaj i tak nie masz się jak schować.

Rozejrzałem się wokoło. Pięknie tu jest. Rzeczywiście. Ale schować się przed deszczem nie ma gdzie. Całe szczęście pelerynka bezpiecznie leżała w plecaku, a błękitne niebo nie zostawiało ewentualnemu deszczowi złudzeń. - Nigdzie nie ma takiego niebieskiego nieba jak tutaj - pomyślałem. - Przynajmniej niewiele zostało jeszcze miejsc na ziemi, gdzie jest tak czyste i przejrzyste powietrze.

- No to może G-Shock rzeczywiście?

Miałem jeden. Niby tak, niby mocny, niby fajny, ale taki. No właśnie taki “plasticzak”. Do tego niby wielki jak ufo, a żeby zobaczyć godzinę, trzeba się wpatrywać w malutki ekranik. A na słońcu to już w ogóle.

Pomyślałem jak kiedyś zobaczyłem w gazecie reklamę zegarka Garmin. Piękny, wszystkomający, z GPSem, barometrem, termometrem, kompasem i maszynką do wiązania krawatów, o której nie wspomnieli co prawda, ale pewnie przez zwykłe przeoczenie, bo przecież musiała być gdzieś tam ukryta. Ładowana bateria. Super! - pomyślałem. - Nie trzeba wymieniać co dwa lata, rozszczelniać i w ogóle się tym zajmować. Czemu tego wcześniej nie wymyślili? Przecież wystarczy naładować zegarek raz na ile? Pół roku? Zaraz doczytam... ILE?! SZESNAŚCIE GODZIN?! Czy oni się z kimś na głowy nie zamienili? Przecież szesnaście godzin to nawet doby nie ma! Czyli co? Wychodzę rano z namiotu, przeciągam się, patrzę na zegarek i... - Mać... mać... mać... odpowiada posłusznie echo.

- Rozsądek! Już wiem! Nurek!

- Co nurek?

- No zegarek typu nurek! Ten z wielkim ruchomym bezelem. Kupa wytrzymałej stali! Patrz, Rozsądek! Nosiłem go po Hoga Kusten, sprawdził się. Kąpałem się w nim w Zatoce Botnickiej, a nawet figołka wywinąłem po kamieniach z piętnastokilowym plecakiem na plecach i nic!

- No... Nic. Ale... Na gumie go wtedy miałeś.

- No i? - Nabrałem głęboko powietrza oczekując celnej riposty.

- No i porysowałeś go jak nieboskie stworzenie. On w ogóle rysuje się od samego patrzenia.. A przypomnij sobie jak wygląda twoja bransoleta do niego po dwóch miesiącach pracy biurkowej, co to ją kupiłeś u Niemca za 30 Ojro. Tra-ge-dia. Poza tym ciężki na tej bransolecie jak cholera. No przecież dlatego go nie zakładasz już tak chętnie na co dzień, no nie? Poza tym przyglądasz mu się za każdym razem jak panienka w lusterku, bo piękny niby taki. Niebieski. A ten datownik niedługo mu godzinę przesłoni. W drodze ma być rzut oka i już wiadomo, która godzina, a nie jakieś wpatrywanie się. W domu przed snem się mu w łóżku poprzyglądasz, jaki to on ładny, a jeszcze za taką cenę, to już w ogóle i ho ho!

- No, niby tak. Ale... Wybrzydzasz i wybrzydzasz! Poradziłbyś coś konkretnego, a nie tylko marudzisz, że to nie, tamto za drogo, to się rysuje... To co, może w ogóle mam bez zegarka chodzić?!

- Zbieraj się. Późno już - podpowiedział Rozsądek. - Do samochodu masz z dziesięć kilosów, i do tego po górach.

Spojrzałem na zegarek. Było w pół do szóstej. Ale mi zeszło...

Ale... Zaraz zaraz! Co to ja mam na ręce?!

Rozsądek roześmiał się po raz ostatni i schował w zakamarkach plecaka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz